Dużo się dzisiaj modliłam, rano w drodze do szkoły, kiedy wracałam również. Coraz bardziej czuję w sobie Boga, czuję też, że jestem lepszą osobą. Zdarzyło mi się dzisiaj przeklnąć, ale tylko raz, czy dwa, a to duży postęp.
Zrobiłam PIT-a, który jeszcze mi został, muszę jeszcze nauczyć się na filozofię i powtórzyć geometrię analityczną, bo jutro jest sprawdzian. Na szczęścia mam już w głowie kompletny zarys mojej prezentacji maturalnej (czas najwyższy) i przez święta wielkanocne mam zamiar ją całą zrobić, z resztą i tak muszę oddać gotową bibliografię do czwartego kwietnia.
Dzisiaj słońce przebijało się przez chmury, ale nie udało mu się.
Mam najukochańszą babcię na świecie, wczoraj byłam u niej na herbacie, a przy niedzieli jakoś nie miała rosołu tylko krem z kukurydzy, za którym nie przepadam i nie chciałam, kiedy mi zaproponowała, żebym zjadła. W domu miałam przecież dobry obiad. Nie mogła spać w nocy, że ja byłam u niej, a ona nie miała rosołu i dzisiaj rano zrobiła go dla mnie i wysłała do nas dziadka ze słoikiem pełnym zupy... Tyle miłości.